Trzynasty dzień spędziłem na konferencji barcamp. Miejsca na spotkanie użyczył Microsoft i rozumiem czemu – jakbym miał taki budynek, to też bym się nim chwalił. Biuro mają supernowoczesne – na dole siłownia, w różnych miejscach telewizory, konsole do gier, znalazłem też stół do pingponga, 100 calowy tv Panasonica oraz kilka surface PC. Sale konferencyjne z przeróżnych kształtach, m. in. obsadzona roślinami altanka ogrodowa, zdecydowanie zachęcają, żeby spędzić tam trochę więcej czasu. A to wszystko było tylko na dwóch piętrach, które mogłem zwiedzić – sale wykładowe i dyskusyjne znajdowały się na pierwszym piętrze, natomiast sala socjalna na jedenastym, z którego rozpościera się przepiękny widok na rzekę Charles, a za nią Boston.
Boston znany jest z komunalnych wypożyczalni żaglówek (dostępne tylko dla mieszkańców), na poniższym zdjęciu widać, że jest to wykorzystywane:
Drugie ujęcie prezentuje widok na stornę zachodnią tuż przed wieczorem. Można się zauroczyć:
Warto zwrócić uwagę na ruch uliczny pokazany na zdjęciach. Boston jest uznawany za jedno z najbardziej dynamiczych i szybkich miast stanów zjednoczonych. Przyjezdzni z sąsiednich stanów, w szczególności z New Hempshire, nie mogą przyzwyczaić się do tutejszego tempa życia, nawet w weekendy. Muszę pojechać do NH zobaczyć jak tam jest, pewnie duży ruch na drodze = jedna krowa na godzine… Ja Boston widzę tak jak tu na zdjęciach – powolne, spokojne miasto, szczególnie na oberzeżach (tj. więcej niż 3km od ścisłego centrum). W porównaniu Łódź czy Tuluza to metropolie, tylko ciut mniej bogactwa posiadają i produkują. Może wrażenie pośpiechu wynika z tego, że dużo trąbią na siebie, szczególnie jak ktoś nie ruszy 2 sekundy po zmianie świateł? Przy czym sami sobie utrudnili zadanie, bo nie używają żółtego – zielone zapala się bez ostrzeżenia od razu po czerwonym.
Czekając na rozpoczęcie nieoficjalnej części konferencji oglądałem przez okno jak wygląda akcja ratowania przewróconej żaglówki. Sport to zdrowie?
Sama akcja była…. dziwaczna, groteskowa, głupia (nie posiadam w słowniku słowa, które lepiej by opisało). Dosyć szybko wyłowili z wody przemokniętego żeglarza po czym pozwolili mu marznąć i zabrali się za ratowanie łodzi. Na zewnątrz temperatura była dość niska, na pewno poniżej 10 stopni, ale łódki są drogie, pewnie droższe niż leczenie zapalenia płuc jednego człowieka. Dopiero po 10 minutach, jak łódź została postawiona do pionu (coś schrzanili i jak postawili ją raz, to się od razu przewróciła od nowa), motowórka odwiozła przemoczonego nieszczęśnika na brzeg. Nie mogę się przyzwyczaić, ze tu się liczą tylko pieniądze, pieniądze, pieniądze… Gdy w radiu słuchałem dyskusji na temat wolności w kontekście obrzydliwych rzeczy, które ludzie wystawiają przed domem, to dzwoniący zbywali wszystkie argumenty mówiące o tym, że stary, brudny, obity sedes stojący na czyimś trawniku może razić poczucie estetyki innych ludzi czy sprawiać komuś przykrość. Agrumentem, który przemówił do tych dzwoniących było to, że ktoś wystawiając takie śmieci i zachowując się w sposób nieodpowiedni obniża wartość domów w całej okolicy!
Wracając do Cambridge złożyć raport o cena tutejszych parkingów, które są tutaj idiotyczne. Poniżej zdjęcie cennika, żeby nikt mi nie powiedział, że wymyślam. Z resztą nie miałbym aż takiej ułańskiej fantazji, żeby wymyśleć takie ceny:
Postój do 20 minut – $7, do 40 minut $13, a 1 godzina i 20 minut to wydatek $25. Poźniej już można sobie stać ile się chce – maksymalna opłata dzienna to $27. Taryfa weekendowa w wysokości $10 za cały dzień by była znacznie znośniejsza, niestety w automacie przy jedynym wjeździe skończył się papier i nie wpuszczał na parking. Próbowałem zadzwonić na podany numer – bezskutecznie, chyba amerykanie szanują pracę na tyle, że nie pozwalają, żeby się zaszybko zużyła . Gdy wracałem obok tego parkingu to automat wciąż nie działał. Zastanawiam się czy władze Cambridge nie sabotują celowo kierowców, drogi mają nawierznię jak dawniej Tuwima w Łodzi przed remontem po zimie. Znów się uczę omijać dziury! Od razu się też pożalę, że naciąłem sie na opłaty na innym parkingu miejskim. Miał kosztować $14 w przypadku gdy bilet opłaci się w maszynie, nie przy wyjeździe. Dopiero po powrocie na parking dowiedziałem się, że maszyna jest nieczynna, więc musiałem zapłacić przy bramce $24. To było wręcz niesmaczne, ale poczucie przyzwoitości czy dobrego smaku źle się sprzedają, więc nie mają tu zbyt dużej wartości.
Czy wspominałem już wcześniej, że mam wrażenie, że amerykanie żyją w poprzednim stuleciu? Dzisiejsze spotkanie było skierowane dla najbardziej świadomych użytkowników nowych technologii, czytaj takich, którzy chcą poświęcić dwa dni weekendu na gadanie o komputerach, technologiach i ebiznesie (czytaj brzydkich, samotnych itp). Jednak prawie nikt nie rozpoznał QR codu zamieszczonego na etykietkach uczestników. Ludzie z mozołem przepisywali adresy email na kartki zamiast zeskanować kod komórką. Inna rzecz, że na pytanie “ile osób ma smartphone?” odpowiedziało mniej niż 3/4 osób – tyle co pracowników przeciętnego tesco pod Londynem. Amerykanie wydają się omijać nowe technolgoie tam, gdzie te mające dopiero 10 lat jeszcze działają…
Na koniec zdjęcie z lokalnego party – pizza, dużo, dużo, pizzy! Od poniedziałku muszę narzucić sobię mniej amerykańską dietę, bo mi auto zaczyna za dużo palić.
Kurcze musze powiedziec ze po tym co opisujesz to ameryka wydaje mi sie jakas dziwna, ja bym sie tam chyba nie odnalazl
Ameryka jest inna, tak dziwna dla nas jak my dla nich ;) Pamietaj, ze moje spostrzezenia sa bardzo mocno subiektywne, jestem zadeklarowanym anglofilem i jako punkt odniesienia przy porownaniach przyjmuje Londyn. Przy poprzednich wizytach w US widzialem zupelnie inne rzeczy i tak dlugo jak nie mialem wizji mieszkania tutaj, to inaczej ocenialem tubylcow. Po wizycie na Florydzie bylem wrecz zafascynowany tym, ze w stanach swiat jest prosty – “pienidze dobrze, brak pieniedzy zle”. Moze moj problem polega na tym, ze mam za malo dolarow. Tak czy innaczej zachecam do sprawdzenia jak Ci tu sie podoba, chetnie wymienie doswiadczenia.
Jesteś jednym z nielicznych Polaków, których znam, który tak podchodzi do amerykańskiej kultury.
Spędziłem kiedyś pół roku w USA i po powrocie miałem problem w rozmowach na ten temat z Polakami, zwykle pod koniec broniłem Ameryki.
Polski problem ze zrozumieniem Ameryki polega na tym, że to jest kraj daleko daleko, na drugiej półkuli i ma prawo być inny. Chińczycy mogą być dla nas dziwni, egzotyczni? Mogą. Tajowie mogą? Jasne. Amerykanie? Nie. Polak zakłada, że kultura amerykańska wywodzi się z europejskiej i mierzy ich swoją miarą, oczekując podobnego światopoglądu, systemu wartości i pomysłów na funkcjonowanie społeczeństwa. Nie rozumiejąc tych różnic, uważa ich za głupków. Tymczasem… oni są po prostu… inni.
To bierze się też z tego, że Polacy uważają się za “normalnych”, tzn. wzorzec współczesnego kulturalnego homo sapiens, mieszkający w pępku świata. Jeśli jakaś nacja robi coś inaczej niż my, są “dziwni”, lub zwyczajnie głupi. Gdyby wszyscy ci Polacy zdali sobie sprawę, jak egzotyczni jesteśmy my, nawet dla ludzi z Europy… :)
jestem bardzo ciekawy jak bedziesz odbieral to wszystko np za pol roku albo rok, moze to poprostu kwestia przyzwyczajenia sie. (dobrze ze odrazu polubiles pizze :P lepsza niz ta w tuluzie z budki ? )
@R: to, ze zaden z narodow nie jest pepkiem swiata odkrylem jakis czas temu, wcale z reszta nie tak dawno. Jakby zamiast wydobycia siarki w szkole przekazywali takie informacje, to znacznie by sie latwiej zylo pozniej…
@M: Tez mnie to zastanawia. Na pewno przestana mnie niektore rzeczy dziwic. Mam troche nadzieje, ze nie przekonaja mnie do swojego systemu wartosci. Pizza jest zupelnie inna – bardzo cienka (przypomina wloska), ale zawsze kapie tluszczem. Na dluzsza mete ta z ronda w tls chyba bardziej by mi odpowiadala. Musze tam wyskoczyc po cos, moze znow beda sciagac po cos posilki, to bym sie na basenik, placka i americana zalapal ;)