18 kwietnia 2011 stany Massachusetts, Maine oraz Wisconsin obchodzą Dzień Patriotów – święto upamiętniające rozpoczęcie wojny o niepodległość, a w efekcie pogonienie kota brytyjczykom. Alignton przylega do Lexington, w którym odbyła się pierwsza potyczka i jest pełne różnych symboli związanych z tamtymi wydarzeniami. Znalazłem kilka pomników upamiętniających lokalnych bohaterów, którzy tłukli anglików oraz pomniki miejsc zniszczonych/spalonych/splądrowanych w wyniku awantury z koroną. To boli, że oni upamiętniają, że NASZYCH BILI! Łobuzy.
Aby poznać lepiej wroga przyłączyłem się do dzisiejszych obchodów upamiętniających te tragiczne wydarzenia, które w Arlington przyjęły formę parady. Relacja z tej imprezy jest multimedialna – tekst okraszony jest linkami do filmów. Zachęcam do rzucekania okiem, braki w warsztacie nadrabiałem entuzjamem. Jeśli czujesz, że zapału starczy Ci tylko na jeden film, zobacz proszę ten o pogrubionym tytule (“samochodu z melodyjką, łódki na kołach, ani miniaturowych ciężarówek”).
Parada, jak wszystko co mnie spotkało przez ostatnie trzy tygodnie, była absolutnie zaskakująca. Jakość oznaczenia oraz informacji o wydażeniu nasunęła mi myśl, że ten kraj musi zatrudniać dużo wróżek, inaczej nikt by nic nie będzie wiedział. O tym jak trafiłem na paradę opiszę gdy będę opowiadał o tutejszych strona internetowych, na razie ważne jest, że tu byłem i widziałem nieprawdopodobne przedstawienie nieformalnie podzielone na trzy części:
– pokaz służb mundurowych
– występy masonów (!)
– cała raszta
Mundurowi
Część mundurowa była taka jak wszystko co jest zarządzane przez państwo – głośne, dumne i niewiele wnoszące. Z naciskiem na głośne, w tej kategorii zdecydowanie zwyciężyła straż pożarna. Policja oraz szeryf próbowali dotrzymać kroku, a niedostatki decybeli nadrabiali błyskaniem światełkami. W ogóle Policja ma tu dość niezdrowe skłonności do wyposażania samochodów w sprzęt dyskotekowy, co bardzo źle to się sprawdza w nocy, gdy np. obstawiają wymianę znaku drogowego lub innych prac drogowych. Przejazd koło takiego napchanego stroboskopami pojazdu jest naprawdę trudny, myślę, że nie tylko ja jestem wtedy zupełnie oślepiony.
Na paradzie nie mogło zabraknąć wojska. Na przód wysunęła się armia przebrana w stroje z XVIIIw. Oddali strzał w stonę domu, gdzie 236 lat temu odbyła się potyczka i poszli dalej. Za nimi przemaszerowali prawdziwi Marines, którzy jako jedyni na całej paradzie dostali oklaski od tłumu. Widziałem wcześniej na samochodach naklejki “moj wnuk służy w US Army”, ale dopiero tu poczułem jak bardzo Ci ludzie przywiązani są do “swoich chłopców”. Kolejną manifestacją tego uznania był ruchomy pomnik żołnierzy poległych po 9/11/2001.
Ameryka nie byłaby ameryką, gdyby ktoś nie wtrącił przerywnika reklamowego. Tym razem była to lokalna agencji nieruchomości. To było głupie.
Orkiestra wojskowa przypomniała mi jedną rzecz, która mnie już wcześniej zafascynowała – jak intensywnie emeryci biorą udział w życiu lokalnej społeczności. Podobnie jak osoby niepełnosprawne, są wszędzie, pomagają i biorą udział w różnych codziennych i odświętnych inicjatywach. W tej dziedzinie Jankesi mogą nas sporo nauczyć.
Masoni z Aleppo Shriners
Im więcej czytam o masonerii tym bardziej śmieję się ze swojej wcześniejszej ignorancji i wiary w ciemne sprawki tajnych stowarzyszeń. Te organizacje rzeczywiście kultywują tradycje i rytuały, podonie jak większość religii, uczelni czy narodów i zupełnie nie przeszkadza im to robić dużo dobrego.
Prezentujące się dziś braterstwo Aleppo Shriners łączy wszystkie pozytywy działalności i postawy masońskiej z dobrą zabawą, a wszystko to dla działalności charytatywnej. Jest to bractwo wyjątkowo elitarne, przystąpienie do niego wymaga posiadania stopnia mistrza w innej loży. Bracia zajmują się działalnością społeczną w szczególności fundowaniem i prowadzeniem szplitali dla dzieci. Parady są dla nich okazją do promowania swojej działalności.
Występ Braci zdominował całą paradę – był najdłuższy, najciekawszy i najbardziej profesjonalny. Było w nim wszystko, od poważnych panów jeżdżacych na segwayu i w wózkach golfowych po występ klaunów. Zanim otrząsnąłem się po szoku wywołanym przez widok flagi masońskiej zostałem zaatakowany przez pocieszny zespół muzyki arabskiej. Poziom dziwności sytuacji sięgał zenitu, ale nic co wcześniej widziałem nie przygotowało mnie na przejazd samochodu z melodyjką, łódki na kołach, ani miniaturowych ciężarówek. Widziałem to już z dziesięć razy i nie mogę przestać się smiać. To są naprawdę wysoce poważani ludzie – śmietanka tego kraju!
Występ podsumowali Hardy and Laurel zwani po polsku Flipem i Flapem, wspomniani wcześniej klauni oraz hell raiders na Harleyach Davidsonach.
Pozostali, czyli
… mydło i powidło. Nic nie mogło przebić występu bractwa, ale też nikt tak naprawdę nie próbował konkurować. W tej części znalazło się miejsce dla lokalnych stowarzyszeń, dziwaków, dzieci i innych, którzy chcieli się przyłączyć. Z wielu przejeżdżających zespołów zdecydowanie najciekawiej wypadł zespół Jazzowy Jambalaya, za którym szli właściciele psów, Elmo, Szkoci oraz najwidzoczniej korzystający z przerwy w wojnie o dominację nad kosmosem Jedi, księżniczka Leila oraz żołnierze impreium.
Na zakończenie wrzucam obrazek, który pokazuje, że Amerykanie nie są jednak tacy źli i potrafią być naprawdę troskliwi. Znaleźli odrobinę zabawne, ale wyjątkowo skuteczne rozwiązanie problemu mobilności jednego z członków zespołu. Ciężko się nie uśmiechnąć.
Zakładam, że oglądanie nieporadnych popisów dzieci i skautów sprawia przejmność tylko rodzinom tychże, wiec pomijam z nieukrywaną ulgą. Wyjątkowo entuzjastycznie nastawieni widzowie znajdą je oraz przemarsz pozostałych orkiestr, władz miasta oraz mniej barwnych postaci w pełnym albumie. Materiały dostępne są w HD 1080.
Przyznam, że stwierdzenie “armia przebrana w stroje z XVIIIw.” jest dosyć optymistyczne. Armia zawsze bardziej kojarzyła mi się z porządkiem niż ze stadem owiec ;}
Co do całej parady, to zdecydowanie najbardziej podobały mi się miniaturowe ciężarówki – sam bym sobie chętnie taką pojeździł. Na moim dystansie to wprost idealny środek transportu do pracy.
MG, przebrnalem dzis z zapartym tchem przez wszystkie wpisy dziennika, wczesniej nie mialem jakos wolnej chwili. Musze powiedziec ze zacheca zeby na wlasnej skorze sprawdzic jak tam jest :)
Z niecierpliwoscia czekam na kolejne relacje, yes you can ! :D
@K: miniaturowe ciezarowki wymiataja. Jak bede duzy, to chce miec cos podobnego.
@MP: dzieki. Zdecydowanie warto zobaczyc stany, to jest zupelnie jak inna planeta. Planeta dziwnych ludzi ;)
Ciężarówki wymiatają. A przyznam się, że byłem twardy i chyba ze 30-40 filmów na picassie zobaczyłem. Właśnie tak mi się USA kojarzy ;) Parady z każdej okazji.
@MJ: szacunek, gdyby nie to, że je sam kręciłem, to bym ich chyba nie objerzał ;) W najbliższych dniach wrzuce następne, które kręciłem wcześniej.
Zastanawiam się czy brytyjskim odpowiednikiem Parad nie sa country fairs. Też się prezentuje duzo dziwnych ludzi i organizacji, tylko na stacjonarnych stoiskach. Uwielbiam country fairs, widziałem pokazy tańca koparko-spychaczem, wybór “warzywa roku”, kupiłem lokalny miód i jakieś używane graty, a Ewelina wygrała na loterii naszego ulubionego pluszowego psa! :)