Mało rzeczy tak drażni jak niekompetencja, a już szczególnie gdy nie można na obwinianego nakrzyczeć, bo się jest od niego zależnym. Tak bardzo by się chciało skarcić, dać w ucho, a trzeba siedzieć z podkulonym ogonem, żeby nie pogorszyć sprawy. Jest jednak sytuacja gorsza – gdy po ataku wściekłości odkrywamy, że to my jesteśmy winni, bo zapomnieliśmy czegoś zrobić. Wielką ulgę przynosi myśl, że na szczęście nie zdążyliśmy zrobić z siebie głupka przed niesłusznie posądzaną osobą! Dokładnie w ten sposób spędziliśmy dzisiejszy wieczór – firma od przeprowadzki odezwała się, że proszą o przesłanie wypełnionych formularzy, w tym dokładnej rozpiski co wysyłamy, bo chcą wsadzić nasze rzeczy na statek. Jak już nawymyślaliśmy im dlaczego proszą o taką listę teraz a nie wtedy jak mogliśmy zajrzeć do pudełek, to znaleźliśmy list z 20 kwietnia, w którym proszą dokładnie o to samo. Ups i uff na raz. Koniec przerwy, wracam do formularzy.
ps. wszystkich czytelników proszę o trzymanie dzisiaj kciuków za mojego Dziadka!