[USA] W kinie

Gdy tylko odrobinę przywzyczaję się do Ameryki, zaraz znajduje się coś, co wprawia mnie w osłupienie. To co zobaczyłem w sobotę wieczorem przeszło moje naśmielsze oczekiwania.

Tutejszy przemysł kinematograficzny w 2010 miał 10.89 miliarda dolarów przychodu, co stanowi około 10% rocznego budżetu Polski. Mimo tego większość kin nie ma jeszcze rosądnej strony internetowej, a istnieją kina, które strony nie mają wogóle. Lukę tą zapełnia Google, które po wpisaniu “Cinema” pokazuje zestawienie repertuarów kin w promieniu 50km od aktualnej lokalizacji. Wybraliśmy film “Source Code” i pojechaliśmy do Foxborough, wsi leżącej kilka mil na zachód od Norwood, bo nasza zaczna miejscowość przybytku typu kino nie posiada.

Przyzwyczaiłem się już do kin w supermarketach (przy czym wciąż tego nie lubię) i dokładnie tego się spodziewałem gdy jechaliśmy na seans. Już z autostrady widziałem, że nie doceniłem przeciwnika – pierwsze co się ukazało to wieża ciśnień z gigantyczną reklamą ebay, a zaraz obok niej stadion sportowy na 70000 kibiców. Jak już wspomniałem kino, a zatem i stadion, znajduję się w Foxborough, którego populacja w 2007 roku wynosiła 16,298 osób, wliczając dzieci, starców i informatyków. Albo są bardzo grubi i potrzebują siedzieć na czterech krzesełkach jednocześnie, albo mają miejsca leżące.

Stadion był otoczony szczelnie supermarketami, sklepikami, restauracjami, salą koncertową i naszym celem wycieczki – kinem. Nie ukrywam, że wchodziłem tam z pewną obawą, gdyż wyjątkowo źle znosze zapach popcornu, nie bawi mnie także oglądanie reklam. Gdy w Anglii byliśmy na Social Network, to pierwsze 20 min projekcji wypełniła mieszanka reklam i zapowiedzi. “Do odważnych świat należy” powtarzałem sobie, gdy widziałem ludzi idących w stronę sali kinowej z pizzą oraz prażoną kukurydzą*. Jednocześnie dziękowałem sobie, że kupiłem bilety przez internet, przez co straciłem możliwość wycofania się w ostatniej chwili – polecam ten sposób, zabezpiecza on takie skąpiradła jak ja przed zmianą planów.

Wiecie jakie to uczucie złamać pod sobą krzesło? Dokładnie takie odniosłem zanim zorientowałem się, że oparcie krzesła wychyla się do tyłu i to nie jest awaria… Po odetchnięciu z ulgą czekałem na 19:35 kiedy to sens miał się rozpocząć. Z kilku sekundowym opóźnieniem zgasły światła i rozpoczęła się zapowiedź jakiegoś thrillera, a zaraz po niej rozpoczął się nasz film! Złapali mnie bez gardy! Jak to tak – bez reklam?!?
Czekałem więc na wielkie szeleszczenie papierków, chrupanie i głośne komentarze. Nic takiego nie miało miejsca, nie zadzwonił ani jeden telefon. Nigdy jeszcze nie byłem w warunkach tak sprzyjających oglądaniu filmu, już nawet w domu głośniej żona buczy** przy oglądaniu telewizji.

Po zakończeniu pokazu publiczność… zaczęła bić brawo. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. A mówili, że Polacy są dziwni bo klaszczą w samolocie.

Amerykanie… coraz bardziej ich nie rozumiem.

* odpowiadając na pytanie Kowala: albo wszystko było tak ogromne, że popcorn wydawał się mały, albo naprawdę był mały. Dużo większe widziałem w kinie w Łodzi.
** sprawdzam czy jeszcze czyta tego bloga, jak tak, to będzie dużo buczenia…

Published
Categorized as USA Tagged

By mgorecki

http://mgorecki.net/index.php/about/

4 comments

  1. No proszę, jakie pozytywne zaskoczenie ;) Normalnie jak w Cytrynie czy innym Chalie’m w Łodzi ;) (z tą różnicą, że obok nie ma marketów i stadionu ;) )

  2. Prawie jak w cytrynie, tylko – krzesla sa wygodne, nie pache stechlizna, nie kapie na glowe, ekran jest wiekszy niz mam w domu, dzwiek nie trzeszczy i klimatyzacja dziala. Reszta tak samo :P

Leave a comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *