Mój ulubiony Londyn powszechnie jest znany jako mgliste miasto, co było prawdopodobnie prawdą za czasów Kuby Rozpruwacza i Sherlocka Holmesa, ale się skończyło wraz z ogrzaniem miasta. Aby zobaczyć porządną mgłę musiałem przenieść się na drugą stronę oceanu.
Poniższe zdjęcie pokazuje Bostońską mgłę widzianą z nabrzeża w Quincy (południowe przedmieścia Bostonu). To nie jest ani smog, ani dym, ani deszcz, tylko prawdziwy Amerykański opar – zgodnie z zasadą, że wszystko musi być przesadzone!
Zanim mgła napłynęła bliżej myślałem, ze to niskie chmury burzowe. W ciągu ostatnich tygodni nasłuchałem się w radio informacji o tornadach i innych lokalnych zjawiskach atmosfertycznych* i już miałem panikować, ale zauważyłem, że tubylcy zdawali się nie zwracać uwagi na zbliżający się “sztorm”. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale też do przygody i wiedzy, więc zjechałem z drogi, żeby zobaczyć to wydarzenie z bliska. Po kilku minutach malownicza mgła otoczyła wszystko ograniczając widoczność do kilkunastu metrów. Ślicznie było!
Teraz juz wiem czemu ten region nazywa się “New England”.
* jestem przekonany, że to kara za grzechy
No proszę, nie dość że uwieczniłeś mgłę to jeszcze potwierdziłeś że amerykanie chodzą, tylko ciekawe czy ta pani za to zapłaciła, czy teoria Eweliny się chwieje? :)
pewnie szla zeby zaplacic :D